Kuba - Przylot oraz pierwsze dni w Hawanie

      Po dłuższej przerwie spowodowanej pracą, studiami i różnymi dziwnymi zdarzeniami powracam z nowym postem odnośnie Kuby. Każdy podróżnik ( jeśli mogę się tak nazwać ) ma swoje malutkie podróżnicze marzenie - moim była właśnie Kuba. Długo przed rozpoczęciem podróżowania na szerszą skale interesowałem się kulturą, muzyką , dosłownie wszystkim co związane z Kubą, rewolucją, Fidelem i Che. Idąc dalej, zapuszczałem brodę specjalnie na tą okazję, by zrobić sobie zdjęcie choć trochę podobne do Che z cygarem ;).
      Zacznijmy zatem od początku. Lot kupiliśmy w bardzo okazyjnej cenie 130euro z Madrytu. Dostaliśmy się tam kilka dni wcześniej by mieć chwilę przed lotem i zwiedzić Hiszpańską stolicę ( co oczywiście opiszę w późniejszych postach ).  Po prawie 9 godzinnym locie dostaliśmy się do stolicy Kuby - Hawany. Po odprawie i odebraniu bagaży szybko skierowaliśmy się by wymienić walutę i skombinować tani transport do centrum. Nie polecam wymieniać dużej ilości na lotnisku ponieważ po prostu się to nie opłaca. Jak się wcześniej domyślaliśmy większość turbo tanich biletów kupili Polacy, dzięki temu nie było problemu ze znalezieniem dodatkowych osób do taksówki, która za 25 CUC, dowiozła nas pod samą casa particular. Koniec dnia uczciliśmy na dachu casy z  butelką rumu Mulata.








     Jak wspominałem we wcześniejszym poście Kuba - informacje praktyczne, osoby wybierające się na Kubę MUSZĄ posiadać zarezerwowany nocleg. Z racji tego że na Kubie nie uświadczycie hosteli wybraliśmy najtańszą opcję kwater czyli casa particular.  Cena bardzo kusząca bo 10 CUC za 2 osoby plus 5 CUC za śniadanie, które naprawdę warto zamówić. Casy to nic innego zwykłe domy tubylców ( na pewnym poziomie oczywiście ) z wydzielonymi pokojami dla turystów. Opcja fajna, tania oraz bardzo przyjemna by poznać lokalnych ludzi oraz kulturę. Pokoje bardzo duże, czyste, każde posiadały prywatną lodówkę oraz klimatyzację. Na śniadanie umówiliśmy się na godzinę 8 i oczywiście o tej godzinie czekał na nas pełen stół smakowitości. 
     Po pysznym śniadaniu z pośpiechem wybraliśmy się do centrum. Niestety tam gdzie są duże plusy muszą być i też minusy. Bardzo tani nocleg = daleko do centrum ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Pierwsze łapanie stopa przy pomocy właścicielki casy i za 1 CUC dojechaliśmy do samego centrum, gdzie naszym oczom ukazał się Kapitol. Podczas tej próby stopowania, dowiedzieliśmy się że na całej Kubie autostop działa idealnie, lecz jest jeden haczyk! Trzeba za niego płacić! Kubańczycy historycznie nauczyli sobie radzić i autostopem nadrabiali braki w komunikacji miejskiej oraz międzymiastowej. 




       
      Swoje zwiedzanie zaczęliśmy od Kapitolu, który zbudowany został na wzór słynnego budynku z Waszyngtonu. Po drodze podziwiając Gran Teatro, skierowaliśmy się w stronę Pałacu Batisty gdzie znajduję się Muzeum Rewolucji. Po drodze podziwiać można malarzy, grajków oraz osoby sprzedające pamiątki - co najciekawsze nie takie zwykłe pamiątki. Kubańczycy nauczeni są dosłownie robić coś z niczego. Podziwiać można ciekawe suweniry z zrobione z puszek po piwie, obrazy zrobione ze śmieci czy przedziwne instrumenty grające zrobione ze złomu. Po drodze polecam też wpaść do lokalnych knajpek na mojito. 







      Po zwiedzaniu Muzeum Rewolucji skierowaliśmy się w stronę Nowej Hawany by zobaczyć legendarny Plac Rewolucji. Na piechotę ciężko tam było by się dostać ale z pomocą przychodzi autostop. Na początku trochę przepłacaliśmy za transport ale taką cenę musieliśmy ponieść za brak znajomości języka Hiszpańskiego. Jeśli chodzi o stolicę to z językiem Angielskim albo  nawet angielsko-migowym nie będzie problemu, problem zaczyna się gdy chcesz oszczędzić pieniądze i wybierasz się w mniej komercyjne miejscowości, a co najgorsze jesteś po środku niczego z wystawionym kciukiem ( tak byliśmy w takiej sytuacji ).  Z pomocą przyszedł nam wtedy przewodnik. Na dwóch stronach w przewodniku Paskala mieliśmy wypisane podstawowe zwroty po Hiszpańsku, które po pierwszym dniu stopowania znaliśmy już na pamięć. Wtedy na własnej skórze przekonałem się o magii nauki języka na żywca ;) 
     Plac Rewolucji jest dość surowym miejscem.  Jest to wielki plac, który z jeden strony ma 3 budynki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z wielkimi wizerunkami Jose Marti, Che Guevary oraz Camilo Cienfuegos. Po przeciwnej stronie zobaczyć można wielki monument, który od góry przypomina gwiazdę. 
   Kolejnego dnia w pełni siły po pysznym znowu wyruszyliśmy do La Habana Vieja (starej Hawany). Przechodząc najbardziej znaną ulicą targową  Calle Obispo, w stronę Plaza de Armas zobaczyć można Muzeum Miejskie , Castillo de Real Fuerza czyli jedna z najstarszych fortec oraz El Template czyli idealna kopia ateńskiego Partenonu. Na końcu drogi przejść można na Malecon, czyli ponad 5 km promenada, na której spędziliśmy resztę dnia, pijąc, śmiejąc się i słuchając ciekawe historie. 







Miłego dnia 
T. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz